wtorek, 1 grudnia 2015

~Informacja o Rozdziale Specjalnym i nie tylko! Pilne!~

Więc tak, nie wiem co mam napisać - naprawdę. Cały czas główkuję nad kolejnym rozdziałem - no i nie mam weny. Niby coś tam napisałam... Ale wyszedł mi misz-masz... Więc muszę coś wam napisać moi drodzy czytelnicy...
Na razie opowiadanie na podstawie Słodkiego Flirtu zostaje wstrzymane do odwołania!
Tak... niestety... Ale będą się pojawiać rozdziały "Czarnego Wilka". Mam nadzieję że to Wam się chociaż spodoba :/ I planuje jeszcze jedno opowiadanie - które piszę sama dla siebie dodać.
Ogólnie to mam wiele planów. Naprawdę wiele. Ale nie mam weny do SF... Pojawią się na tym blogu jeszcze różne, inne rzeczy.
Tak więc to wszystko z mojej strony. Dziękuje za uwagę.

Ps. Ktoś czyta tego bloga? :( Bo naprawdę coraz bardziej odechciewa mi się pisać... Nie chcę od Was wymuszać komentarza, ale to podnosi mnie na duchu. Wszelkie wytykanie mi błędów pisemnych itp. jest również mile widziane...

sobota, 21 listopada 2015

~1 tys. wyświetleń!~

Wow!
Pierwsze tysiąc wyświetleń na tym blogu! Wow!
Dzięki wielkie że jesteście ze mną :P
Skoro strzelił ten tysiąc...
Trzeba przygotować rozdział specjalny!
Tak... Dobra myśl...
:)
Jeszcze raz wielkie dzięki za ten tysiąc!

A tak ogólnie... jak się trzymacie? Co tam u was? :P

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział XIV cz. 2

Zza szafek wyszła męska postać - Kastiel.
- Kassi! Pomóż mi! - mówiła słodkim głosem zalana sztucznymi łzami.
- Pff... Jeszcze czego... Znowu chciałaś mnie wykorzystać! - warknął. Wpatrywałam się w chłopaka, puściłam rękę dziewczyny.
- T-to nie prawda!
- Och! Daj już spokój! Nie udawaj że nic nie chciałaś zrobić! - krzyknęłam.
- Nie wtrącaj się! - odwróciła się w moją stronę. W jej oczach było pełno gniewu, nienawiści.
Kas stanął obok mnie.
- Debra, odejdź...
- Ale, kotek...!
- Zjeżdżaj! - warknął. Dziewczyna zdenerwowana wybiegła ze szkoły. Staliśmy tak bez ruchu, bez słowa z dobre parę minut.
- Kurwa! - uderzył mocno ręką w pobliską szafkę.
- K-Kastiel... - szepnęłam.
Był taki wkurzony, stał odwrócony do mnie plecami co chwilę w coś uderzając, kopiąc. Łzy nabrały mi się do oczu, nie wiem czemu. Gwałtownie przytuliłam się do jego pleców. Rozluźnił się.
- Jak ona mogła... znowu wciągnęła mnie w tą swoją gierkę! A ja głupi dałem się jej omotać!
- Nie obwiniaj siebie... - szepnęłam. - T-to nie twoja wina...
Teraz zwrócił się w moją stronę. Podniosłam głowę żeby spojrzeć mu w oczy.
- Wybacz mi za moje za-
- Spokojnie... - przerwałam mu. - Chociaż to co robiłeś mnie zabolało... Tak czy siak Ci wybaczam, w końcu jesteśmy przyjaciółmi! - uśmiechnęłam się. Odwzajemnił uśmiech. Staliśmy tak chwilę w milczeniu.
 Cisza nie trwała długo gdyż z piwnicy zaczęło wychodzić masę ludzi. Ostatni zaś wyszedł Lysander który podszedł do nas. Opowiedziałam mu cicho co się stało, tak, aby czerwono włosy nie słyszał.

~***~
 Nazajutrz obudziłam się, no cóż... z zdartym głosem, praktycznie to w ogóle bez głosu. Z szopą na głowie zeszłam na dół.
- Hej słonko. - przywitała mnie Titi.
- He. - powiedziałam cicho z chrypą.
- Co jest?
Gestykulacyjnie pokazałam że straciłam głos.
- Zrobić Ci kakao? - zapytała z troską.
Ochoczo pokiwałam głową z uśmiechem. Kiedy ciocia zrobiła mi napój, w gorącej cieczy zamoczyłam usta i napiłam się powoli. Umyłam kubek i poszłam w kierunku mojego pokoju rzucając się na łóżko. Sięgnęłam po słuchawki i telefon włączając na nim moją ulubioną piosenkę.
System of a Down - Aerials, zaczęłam w głowie "śpiewać" tekst:

Life is a waterfall
We're one in the river
And one again after the fall

Swimming through the void
We hear the word
We lose ourselves
But we find it all?

Cause we are the ones that wanna play
Always wanna go
But you never wanna stay

And we are the ones that wanna choose
Always wanna play
But you never wanna lose

Aerials, in the sky
When you lose small mind
You free your life

Life is a waterfall
We drink from the river
Then we turn around and put up our walls

Swimming through the void
We hear the word
We lost ourselves
But we find it all?

Cause we are the ones that wanna play
Always wanna go
But you never wanna stay

And we are the ones that wanna choose
Always wanna play
But you never wanna lose

Aerials, in the sky
When you lose small mind
You free your life

Aerials, so up high
When you free your eyes
Eternal prize

Aerials, in the sky
When you lose small mind
You free your life

Aerials, so up high
When you free your eyes
Eternal prize



 Odłączyłam słuchawki od urządzenia i jeszcze raz na nową puściłam tą samą muzykę. Wciągnęłam na siebie czarne, podarte jeansy, ubrałam swoją nieskazitelnie białą bokserkę, tyle że podartą, a na nią czarny top z napisem "Life is brutal". Weszłam do łazienki umyłam zęby i rozczesałam włosy. Chwyciłam swój telefon (wyłączyłam muzykę) i zbiegłam na dół.
- Idę. - wydusiłam z siebie z chrypą. Ubrałam moje czarne glany, zarzuciłam na siebie jeszcze czarny płaszcz i, dosłownie, wybiegłam z domu udając się w stronę parku. Kiedy byłam na miejscu usiadłam na ławce. Piękny, jesienny dzień... złociste liście na drzewach, inne już na ziemi... zaciągnęłam zimne powietrze. Po krótkim czasie wstałam z miejsca, akurat w tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, widniało na nim imię:
Lysander 

Odebrałam...
~***~
Przepraszam że mnie nie było, wena całkowicie mnie opuściła :/
Z czego może wynikać dzisiejszy króciutki rozdział...
Meh... Takie życie... ale obiecuję, kiedy uderzy we mnie piorun zwany weną to postaram się napisać jak najdłuższy rozdział!
Pozdrawiam :P
Ps. Podoba wam się muzyka na blogu? :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział XIV cz. 1

 Dzień występu, serce od rana wali mi jak szalone. Czy zniosę ten stres...? Sama nie wiem! Co ja miałam zrobić... Ach tak! Rozalia!
 Biegałam po szkolę jak opętana w poszukiwaniu białowłosej, w końcu, dosłownie, na nią wleciałam.
- Hej! - mówiłam zasapana.
- Cześć, przyniosłam.
- Co przyniosłaś? - zapytałam zdziwiona.
- No a jak to co? Co mogłam przynieś?
- No nie wiem...
- Sukienkę, przecież nie wyjdziesz mi na scenę tak ubrana! - spojrzała na moje ciuchy.
- Aa.. no tak... Sorry, mam dzisiaj mega nie ogar! - Mówiłam tak szybko jak po wypiciu paru energetyków. - A zresztą do występu jeszcze pięć godzin. - machnęłam rękę.
- Jeszcze? Jeszcze?! Dziewczyno! To tylko pięć godzin! Trzeba się spieszyć! - złapała mnie za rękę i pociągnęła do łazienki, po drodze wyciągając ze swojej szafki moją sukienkę. Ogarnęła mi włosy, mówiąc ogarnęła mam na myśli podkręciła, potem pomalowała i dała mi sukienkę.
 Kiedy ujrzałam mój zestaw zaprojektowany przez Rozalię, z jednej strony szczena mi opadła, a z drugiej...
- Roza! - wołałam z kabiny. - Nie lubię sukienek!
- Nie marudź mi tu! - tupnęła nogą śmiejąc się.
Wyszłam z kabiny. Ta westchnęła z zadowolenia. Nie wiem jak wam, ale mi się to podoba. Ostatnie poprawki...
~***~
 Chodziłam za kulisami w te i we wte. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję, takiego stresu nigdy nie czułam!
- Hej, - podszedł do mnie. - Spokojnie... To nic wielkiego.
Wtuliłam się w klatkę piersiową białowłosego.
- Aż tak bardzo widać mój stres?
- Jak tak wchodzisz w kółko, i w kółko. - zaśmiał się Armin. Podeszłam do niego i założyłam ręce na piersi. - No już! Tylko nie bij! - kontynuował swoją grę.
 Kastiela nie ma... 10 minut do występu, siedzę nie spokojnie, 5 minut do występu, zaczynam chodzic w kółko... 2 minuty, wchodzi Kastiel z hukiem.
- Wchodzimy! - wydał rozkaz i weszliśmy na scenę.
 Nogi miałam jak z waty, podeszłam niepewnie do mikrofonu. Chwyciłam go delikatnie. Na początku zaczęli grać spokojną nutę, potem bardziej wybuchową. Po pierwszym utworzę oczywiście ogarnęłam się. Przegraliśmy tak parę godzin z przerwami, w końcu nastała ta chwila i musieliśmy zejść ze sceny, głos miałam zjechany na maksa!
- Pięknie śpiewałaś. - uśmiechnął się do mnie białowłosy.
- Nie, nie, ty lepiej! - zaprzeczyłam.
Kastiel jęknął w kącie chowając, czule, swoją gitarę. Spojrzałam na jego srogim wzrokiem a ten przewrócił oczami i zajął się dalej swoim urządzeniem.
- To... Ja będę się już zbierać... - wyszłam z piwnicy, za mną za kulisy weszło pełno dziewczyn, zacisnęłam pięść i ruszyłam twardo przed siebie. Ktoś za mną zacmokał. Zatrzymałam się. Nagle stanęła przede mną nie kto inny jak sama Debra.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Oj kochana! Nie takim tonem!
Prychnęłam.
- Dzięki.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Zbrzydziłam praktycznie wszystkich do ciebie, tym samym miałam bliżej siebie Kastiela. Dzięki tobie mam nowego gitarzystę. - uśmiechnęła się sztucznie.
- I co zamierzasz? - zmrużyłam oczy.
- Hmm... Jak myślisz? - zbliżyła swoją twarz do mojej z chytrym uśmieszkiem.
Zamarłam.
- N-nie gadaj... że...
- Tak. - kiwnęła głową.
- Jak tak możesz? - szepnęłam. - On ciebie kocha, a ty... znowu go zranisz! - krzyknęłam. Ta gwałtownie zatkała mi swoją dłonią usta.
- Nie złom jestem aktorką, prawda?
Spojrzałam na nią gniewnym wzrokiem. Zrobiła krokodyle łzy.
- Czemu, mi to robisz Luno?
Ugryzłam ją w dłoń.
- Już nie zgrywaj pokrzywdzonej! - krzyknęłam.
Wytarła swoją dłoń o spodnie.
- Blee...
- Jesteś zwykłą suką... - mruknęłam.
- Co?
- To co usłyszałaś. - założyłam ręce na pierś.
Podniosła na mnie jakiś ostry przedmiot ze swojej torby, nagle świat stanął mi w miejscu. Co robić? Nikogo wokoło mnie nie ma! Zacisnęłam zęby. No tak! To co mnie nauczyli...!
Schyliłam się unikając jej ciosu. Po czym szybko złapałam jej rękę i wygięłam do tyłu, tak że nie mogła się ruszyć.
- Co ty...!
- Jesteś tępa, podła, okrutna... Mam tak dalej wymieniać?
Zza szafek wyszła męska postać...
~***~
C.D.N.
Sorka ze znów krótki rozdział!
Wena ode mnie odpłynęła! Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział,
gdyż gimnazjum to nie bajka, trzeba się uczyć...
Test z biologii, geografii, fizyki oraz kartkówka z chemii...
Meh.. fizyka i chemia... coś czego nienawidzę...
A gdyby chemia była lekcją eliksirów....
Yoru, nie jesteś w Hogwartcie!
Dobrze, pozdrawiam was
:*

wtorek, 27 października 2015

Rozdział XIII

 Poszłam odprowadzić go do drzwi, ale była okropna pogoda, lało jak nie wiem co oraz błyskało się.
- O nie, nie, nie! - krzyknęłam. - Chodź tu! Nigdzie nie idziesz! - wciągnęłam go do domu i zamknęłam drzwi na klucz.
- Spokojnie, mogę iść...
- Nie! A jak Ci się coś stanie? - zamieszał się lekko. - Chodź... - zgasły światła. - No świetnie... - zaśmiałam się.
 Zaraz po tym znaleźliśmy świeczki i je zapaliliśmy.
- Nie dość że pogoda jak pod psem to prądu nie ma. - opadłam na kanapę.
- Haha. - zaśmiał się i usiadł obok mnie. Wpatrywał się w jedną ze świeczek. Spojrzałam w jego piękne... dwukolorowe teńczówki... mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie wiem co do niego czuję.. ale coś na pewno! Tylko że... również podoba mi się jego przyjaciel - Kastiel, tylko że Kas zachowuje się inaczej teraz... Nawet nie zauważyłam jak chłopak spojrzał się na mnie i odwróciłam szybko wzrok.
- Sorry, zamyśliłam się...
- Nie, spokojnie, nic nie szkodzi, też tak czasem mam.
 Kiedy tak siedzieliśmy w ciemności, nie wiem co, ale nasze twarze w tamtej chwili się ze sobą spotkały. Słyszałam jego niespokojny oddech, mi samej serce biło jak szalone. Złączyliśmy nasze usta w krótkim, namiętnym pocałunku. Oddałam się wtedy tamtej chwili. Nasze pocałunki były coraz to dłuższe i namiętniejsze. Było tak wspaniale, czułam się tak swobodnie, opanowanie, spokojnie... czułam ciepło bijące od niego. Oddaliliśmy nasze twarze.
- L-Luna... ja... - mówił zakłopotany. W blasku świec dostrzegłam rumieniec widniejący na jego twarzy. Oparłam moje czoło o jego i wplątałam palce mojej dłoni w jego włosy.
- Kocham Ciebie Lysander... - szepnęłam. Zaraz, zaraz? Co ja powiedziałam?
- Ja Ciebie również... Jesteś inna niż te wszystkie... - czułam jego miętowy oddech. - Jesteś wyjątkowa, jedyna, w swoim rodzaju, jesteś... tą jedyną.
Serce zaczęło mi walić nie spokojnie. Zaczerwieniłam się jak burak. Jednakże... Ja go chyba... być może na pewno też kocham. Przytuliłam się do niego. Słyszałam jak serce mu bije. Zamknęłam oczy i w słuchałam się w rytm jego serca... Po dłuższym czasie dodałam.
- Idziemy na górę? - skinął głową, zgasiliśmy świeczki i oświetlając drogę wyświetlaczem telefonów udaliśmy się na górę.
 Przeprosiłam go na moment i wzięłam szybki prysznic przebierając się w moją piżamę. Wyszłam z łazienki tym samym zwalniając mu ją. Zapomniałam dodać! Postawiłam tam latarkę. Wyszedł lekko zakłopotany ale nie zwróciłam na to uwagi. Postawił latarkę na szafce nocnej, teraz przyjrzałam mu się bardziej był w samym podkoszulku i bokserkach, odwróciłam szybko wzrok.
- Zadzwonię do Leo i powiem mu że dzisiaj na noc nie wrócę...
Czy teraz coś się między nami zmieni? Jak będzie mnie w szkole traktował? Eh... te i również inne pytania krążyły mi po głowię. Weszłam pod kołdrę. Spojrzałam na Lysa.
- Ojej! Przepraszam! - zerwałam się z łóżka. - Zapomniałam wyciągnąć tobie materac!
- Nic nie szkodzi...
- Jeżeli Ci to nie przeszkadza możesz położyć się obok mnie... - palnęłam. Zaraz po tym walnęłam się ręką w czoło.
- O-okej... - położył się obok mnie.
Co ja palnęłam! Mądrością to ja nie grzeszę! Obróciłam się w stronę chłopaka.
- Lys...
- Hm?
- Już nic... - uśmiechnęłam się.
 Zaraz po tym oddałam się objęciom Morfeusza...

~***~
 Kiedy rano się obudziłam trzymaliśmy się z Lysem za ręce. Szybko obudziłam chłopaka, ogarnęliśmy się i ruszyliśmy w stronę szkoły. Całą drogę przemilczeliśmy, lecz co trochę się do siebie uśmiechaliśmy. Od razu na wejściu do szkoły Debra obściskiwała się z Kasem, rzygać mi się chce jak na ich patrzę. Kiedy weszliśmy do różowego budynku wszyscy zaczęli się na mnie krzywo patrzeć, no prawie wszyscy, Rozalia, Armin, Alexy i Iris oraz Violetta uśmiechali się w moją stronę. Tak więc podeszliśmy do nich.
- Wy razem? - spytała Roza. - Leoś mówił że nie wrócisz na noc... - wciągnęła powietrze i zrobiła wielkie oczy. - Spałeś u Luny!
- Ciii! Roza! - zatkałam jej ręką usta. - Ludzie się gapią.
- A to wy jesteście... parą?
- Nie.
- Jeszcze nie! Bylibyście razem taką słooooooooodką parą.... - przeciągnęło "o", mówiła marzycielsko.
- Jesteś niemożliwa....
- Dziękuję! - zaćwierkotała.
- Ekhem... - kaszlnął. - Luno, moglibyśmy porozmawiać?
- Och, tak pewnie!
Ruszyliśmy w stronę klatki schodowej, odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam jak Roza podeskcytowanie rozmawia o czymś z chłopakami i dziewczynami. Stanęliśmy w takim miejscu żeby nikt nas nie usłyszał.
- Czy chciałabyś mi dać ten zaszczyt i... zostać moją dziewczyną? - zapytał niepewnie.
- J-ja..? Lys... owszem! - przytuliłam go mocno. Czułam się taka szczęśliwa! Podekscytowana!

~***~
 Odwróciłem głowę od pocałunku dziewczyny.
- Co jest Kassi?
- Nic, Deb, nic... - odpowiedziałem niemrawo, wyrwałem się z objęć dziewczyny i ruszyłem korytarzem. Podszedłem do białowłosej.
- Widziałaś Lunę?
- Poszła tam z Lysiem... - pokazała palcem radośnie.
- Dzięki. - mruknąłem.
 Zobaczyłem jak przytula się do mojego przyjaciela. Zdenerwowałem się. Czy oni są razem?! O nie, nie, nie! Żeby przerwać im tę chwilę szybkim krokiem doszedłem do nich.
- Hej wam.
- Witaj Kastiel. - uśmiechnął się białowłosy.
- Cześć... - powiedziała zrezygnowanie.
- Co tam u was?
- Idź lepiej do "Debry"... - warknęła.
- Co tak ostro! - krzyknąłem. - A zresztą odwal się od niej!
- To powiedz jej żeby dała mi święty spokój.
- Tobie...  - Spojrzałem na Lysa który patrzał się na mnie srogim wzrokiem.

~***~
 - Widzimy się na próbie... - odszedł.
Boże! Jak ten człowiek działa mi na nerwy! Dziękuje Panie Tobie że on już poszedł! Dziękuję!
Usłyszałam dzwonek na lekcje. Wraz z moim, chłopakiem można tak już powiedzieć, udaliśmy się do Sali A gdzie odbywała się nasza pierwsza lekcja. Usiadłam obok Rozalii w ostatniej ławce, przed nami Lys i Kas. Zaraz, zaraz...
- Rozo. - szepnęłam.
- Hm? Co?
- Kas się nie spóźnił na lekcje, magia. - powiedziałam jej do ucha.
- Rzeczywiście. - zachichotała. Całą lekcję spędziłam na rysowaniu różnych rzeczy.

 Po lekcjach weszliśmy do piwnicy zrobić próbę. Jeszcze dwa dni do występu....

~***~
Sr ze tak krótko ale pisałam szybko specjalnie dla was.
Pozdrawiam

niedziela, 25 października 2015

Rozdział XII

... Zaczęłam śpiewać:

I'm waking up to ash and dust
I wipe my brow and I sweat my rust
I'm breathing in the chemicals

I'm breaking in, shaping up, then checking out on the prison bus
This is it, the apocalypse
Whoa

I'm waking up, I feel it in my bones
Enough to make my system blow
Welcome to the new age, to the new age
Welcome to the new age, to the new age

Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive
Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive

I raise my flag, don my clothes
It's a revolution, I suppose
We're painted red to fit right in
Whoa

I'm breaking in, shaping up, 
then checking out on the prison bus
This is it, the apocalypse
Whoa

I'm waking up, I feel it in my bones
Enough to make my system blow
Welcome to the new age, to the new age
Welcome to the new age, to the new age

Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive
Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive

All systems go, the sun hasn't died
Deep in my bones, straight from inside

I'm waking up, I feel it in my bones
Enough to make my system blow
Welcome to the new age, to the new age
Welcome to the new age, to the new age

Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive
Whoa, oh, oh, oh, oh, whoa, oh, oh, oh
I'm radioactive, radioactive

 Wszystkim dosłownie szczęki opadły. Ja lekko zawstydzona, zlana rumieńcem odstawiłam mikrofon i zrobiłam krok do tyłu.
- Dziewczyno! Byłaś niesamowita! - podbiegła do mnie Roza.
- Jak ja śpiewać nie umiem...
- Umiesz i dobrze o tym wiemy!
- Roza...
- Ona ma rację Luno. - białowłosy objął mnie ramieniem i się uśmiechnął.
 Zeskoczyłam ze sceny.
- Ejże! - przede mną stanął Kastiel. Spojrzałam na niego wielkimi oczami i znowu odczułam nieprzyjemny ból na szyi.
- Luna, zaśpiewaj z nami na koncercie... - zaproponowała Iris. Wszyscy spojrzeli na mnie błagalnym wzrokiem.
- O-okej... - utkwiłam wzrok w czerwonowłosym.
 Zagraliśmy dwie piosenki i do piwnicy jak burza wparowała Debra, szybko zrobiła ten swój udawany uśmieszek.
- Kotek! - rzuciła się na Kasa.
- Hej, Deb.
Ta spojrzała na mnie srogim wzrokiem i wessała się (dosłownie) w usta chłopaka. Otworzyłam oczy na rozszerz. Co ona próbuje tu ugrać?! Gra na moich nerwach, uczuciach? Do oczu nabierały mi się łzy, chyba naprawdę coś czuję do Kastiela, ale ta sytuacja która niedawno miała miejsce...
Odwróciłam wzrok jak najszybciej i zacisnęłam mocno powieki. Debra zaczęła mruczeć co mnie pod irytowało. Kaszlnęłam głośno i wyszłam cała w nerwach z pomieszczenia i udałam się do łazienki. Ochlapałam sobie twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Przyjrzałam się moim długim włosom. Odgarnęłam je na prawą stronę i oparłam się o ścianę.
TRZASK- Hej kochana. - odwróciłam wzrok w stronę drzwi w których stała Debra.
- Czego chcesz?
- Wygryzłaś mnie... - zmrużyła oczy.
- Ja? Śmieszna jesteś. - zaśmiałam się.
- To JA miałam śpiewać na tym koncercie! Nie ty!
- A skąd to Ci do głowy przyszło? Owinęłabyś wokół palca znów Kasa? Ty go nawet nie kochasz! Wykorzystujesz go!
- Przejrzałaś mnie? Myślałam że nie jesteś zbyt mądra... - spojrzała się na drzwi i znowu na mnie. - Ale powinnam Ci podziękować za to że nie było Ciebie przez tydzień. Bardzo mi to pomogło. - uśmiechnęła się złośliwie.
- Uciekasz od tematu... - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
- Słuchaj mnie, jeszcze raz powtórzę. Trzymaj się z dala od Kasa! Jasne?
- Pff... nie.
- Nie?
- Tak, nie! Chyba głucha nie jesteś!
Obróciła się na pięcie i chciała już wyjść gdy palnęłam.
- Jesteś zwykłą suką...
- Osz ty...!
PLASK
Uderzyła mnie w twarz. Dotknęłam obolałe miejsce. Patrzałam się na nią jak na potwora. Ta sama siebie uderzyła jeszcze bardziej i wyleciała z łazienki z krokodylimi łzami. Stałam bez ruchu nie wiem ile. Co ona tym próbuje ugrać?
~***~
 W końcu się ruszyłam i wyszłam z łazienki. Idąc korytarzem wszyscy na mnie krzywo patrzeli, schowałam twarz w moich fioletowych włosach i pobiegłam w stronę piwnicy. Dokończyliśmy próbę i złożyliśmy sprzęty. Już miałam wychodzić z pomieszczenia kiedy to Lysander mnie zatrzymał.
- Mogę Cię odprowadzić? - spytał się uprzejmie.
- Co? Och, tak jasne...
Kiedy wyszliśmy z terenu szkoły wiatr zawiał mi włosy do tyłu i było widać mój zaczerwieniony polik, akurat wtedy Lysander musiał się na mnie spojrzeć...
- Co Ci się stało? - odgarnął moje włosy i wpatrywał się w mój polik.
- Ach... to... to to nic... Debra mnie uderzyła...
- Uderzyła Cię? - zdziwił się.
- Ehh... Tak... ale nie martw się, następnym razem nie dam się tak łatwo.

 Otworzyłam drzwi i zaprosiłam przyjaciela do środka.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. - uśmiechnął się i usiadł na sofie a ja obok niego. Włączyliśmy sobie muzykę i się w nią wsłuchaliśmy. Po parunastu minutach chłopak wstał.
- To ja będę się zbierać.
Poszłam odprowadzić go do drzwi, ale...

~***~
POLSAT!
Ale tak czy siak wielki powrót! Teraz normalny system pisania >.<
Yay! 

sobota, 24 października 2015

Rozdział XI

 Stanęłam obok Lysandra, ten patrzał na mnie z uśmiechem. Zarumieniłam się i schowałam swoją twarz we włosach.
- Od czego tu zacząć... - białowłosa rozglądała się po pomieszczeniu. - Dobra, ludzie bierzemy się za sprzątanie, śmieci wrzucamy do worka a inne, przydatne rzeczy, do sali gimnastycznej. Podzielmy się może na grupy? Zgoda? - wszyscy kiwnęli głowami.
- Ja z Luną! - krzyknął głośno Armin i podszedł do mnie. - Hej fioletowa. - zaśmiał się cicho mi do ucha na co ja zacisnęłam mocno zęby żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wszyscy się już dobrali w grupki. Ja i czarnowłosy wzięliśmy drabinę i udaliśmy się do sali gimnastycznej, przed budynkiem niechcący uderzyłam Armina.
- Chciałaś mnie zabić!
- Nie, nie! To było przypadkowo!
- Nie wierzę Ci... - zrobił tajemniczą minę. Nagle poczułam ból na czubku głowy.
- A to za co!
- Oddałem. - wytkał język.
 Roześmiani wróciliśmy do piwnicy, pomogliśmy wyrzucać śmieci, układać głośniki i scenę. Wszystko zajęło chyba nam ponad pięć godzin. Usiadłam pod ścianą.
- Zaraz wrócę! - krzyknęła Roza porywając ze sobą Alexy'ego.
Obok mnie usiadł Lysander. Spojrzałam się na niego z uśmiechem.
- Gorącoooo! - Kentin na środku pomieszczenia padł na ziemie ściągając bluzę. O dziwo wszyscy chłopacy, z wyjątkiem Armina, zrobili to samo. Wszyscy mieli podkoszulki, oprócz rudej małpy.
Nieświadomie oparłam głowę o ramię różnookiego.
- Ktoś tu się zmęczył. - zaśmiał się cicho.
- J-ja... - wyprostowałam się szybko. - przepraszam....
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się. - Możesz się oprzeć jak chcesz.
Tak więc zrobiłam. Po dłuższej chwili przytulił mnie ramieniem i szepnął:
- Tęskniłem za tobą Luna...
Ciarki przeszły mi po plecach. Zmrużyłam delikatnie oczy i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, biło od niego przyjemne ciepło. Zamknęłam oczy... Czy ja... czuję coś do Lysandra? Niee, to nie prawda! On jest tylko moim przyjacielem... Wyrwałam się szybko z myślenia i uniosłam wyżej wzrok, Kentin patrzał groźnym wzrokiem na Lysa, tak samo jak Nat, Kastiel wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem, ale również zdenerwowanym wyrazem twarzy, jedyny Armin siedział pod ścianą i grał na swoim PSP.
BUM!
Drzwi otworzyły się szeroko a w nich stała Roza i Alexy z czterema workami jedzenia. Wyciągnęli z jednego worka talerze, miseczki i kubki. Rozsypali chipsy, żelki i jakieś sałatki oraz postawili zgrzewkę Pepsi i Sprite. Nalałam sobie czarnego napoju i pochłonęłam go szybko, wzięłam do ręki chipsy i zjadłam. Wszyscy rozmawialiśmy w najlepsze. W końcu musiał stać się ten moment i ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na korytarz, był to nie kto inny jak sam Kastiel.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Pogadać. - uśmiechnął się ironicznie.
- O czym takim...?
- Dlaczego - wtrącił się. - jesteś anty nastawiona do Debry?
Żyłka zaczęły mi latać, włożyłam ręce do kieszeni i oparłam się o ścianę.
- Spytaj się jej... - prychnęłam.
- Pytałem, mówiła że chciała z tobą porozmawiać a ty na nią naskoczyłaś.
Gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam się z wielkimi oczami na Kasa.
- Ja? - wybuchłam sztucznym śmiechem. - Nie rozśmieszaj mnie! To ona kazała mi się do ciebie nie zbliżać!
- Nie znasz jej więc nie wymyślaj!
- Słyszałam co Ci zrobiła! To mi wystarczy! - wciągnęłam szybko powietrze i po prostu wybuchłam. - To ONA zostawiła CIEBIE dla SHOW BIZNESU! WYKORZYSTAŁA cię! Zrozum to wreszcie!
- To nie prawda. - złapał mnie za koszulę i przycisnął do ściany. Patrzałam na niego przez łzy jak i również cała się trzęsłam, nie mogłam złapać tchu, złapałam w ręce mocno jego dłonie.
- P... uś.... ć...
Nic nie zrobił wpatrywał się we mnie... złym... wzrokiem... Bałam się teraz go... Puścił mnie i spojrzał zdziwiony na swoje ręce... chwycił mnie znowu za nadgarstek i pociągnął do sali biologicznej zamknowszy za nami drzwi. Usiadł na ławce i oparł łokcie o swoje kolana patrząc na ziemie. Złapałam się delikatnie za obolałą szyję. Łzy nadal lały mi się strumieniami po policzkach. Co on zrobił? Nie spodziewałam się tego po nim... Chociaż wiedziałam że wszystkiego można się po nim spodziewać, ale nie tego! Nie tego!
- K... Kastiel... - głos mi drżał.
- Luna.. Luna... Wybacz mi... - cały się trząsł. - Ja... nie... nie wiem co we mnie wstąpiło...
Opadłam na ziemię i zwinęłam się w kłębek. Podszedł do mnie ostrożnie i przytulił. Zaraz po tym się rozluźniłam. Spojrzał mi się głęboko w oczy. I... nie wiem co się w tamtej chwili stało, ale zassał się w moje usta, całował mnie w nie, tak delikatnie, czule... Oddałam się jego pocałunkom. Ale szybko się otrząsnęłam i strzeliłam mu mocno w twarz.
- PRZESTAŃ! Już dość narobiłeś... - podeszłam do okna. Patrzał się na mnie zdziwiony. Wyskoczyłam z okna. Wylądowałam normalnie na nogach. Tsaaa... między innymi tego nauczyli mnie moi "porywacze". Weszłam do szkoły tylnym wejściem i pożegnałam się z ekipą, bez słowa wyszłam i przeskoczyłam mur.

~***~
 Szłam pustą ulicą, czułam na sobie czyjś wzrok, obróciłam się parę razy ale nikogo nie było. Za chyba dwudziestym razem kiedy się obróciłam ujrzałam męską postać, zbliżała się do mnie, Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam co robić, jednakże... Przede mną stała osoba podobna do mnie z szerokim uśmiechem. Włosy miał białe, ale oczy miał podobne do moich, wręcz identyczne.
- N-Nick? - jęknęłam.
- Witaj siostro. - rzuciłam się na niego zalana łzami.
- Myślałam że umarłeś!
- Nie, nie umarłem.
PLASK
- A to za co! - złapał się za polik.
- Jak mogłeś! Myślałam że nie żyjesz! Chciałam się zabić nawet! Jesteś idiotą!
- Też Cię kocham. - zaśmiał się.
- Tęskniłam tak czy siak. - wtuliłam się w jego bluzę.
- Ja też, uwierz... Ale...
- Ale, co? - spojrzałam na niego pytająco mrużąc brwi.
- Muszę odejść. Tylko Shad i Dark mówili mi że im nie wierzyłaś. Więc przyszedłem abyś nie zrobiła nic głupiego.
- Nie! Nie odchodź! Nie możesz, bracie...
- Słuchaj mnie kochana... Nadchodzą mro...
- Nie cytuj mi tu Dumbledore'a. - zaśmiałam się.
- Meh... Ale... nie mogę Ci powiedzieć. Nie szukaj mnie, pod żadnym pozorem...
- Wiesz - wtrąciłam się. - że jak to mi mówisz to jeszcze bardziej będę chciała ciebie znaleźć...?
- Nie przemyślałem... - podrapał się po głowie śmiejąc się. - Obiecaj mi? Dobrze?
- Ehh... Okej...
- A chłopaki już nie będą Cię gnębić... Luna?
- Tak?
- Co Shad zrobił?
- Ja! On! Znaczy się...
- Czy on ciebie pocałował... - zacisnął zęby i zmrużył oczy.
- T-tak....
- Dark dobrze mi mówił... Ale będzie miał przesrane.. - złożył ręce w pięść. Lekko zamieszana zaczęłam się śmiać.
- Ej...
- Co?
- ... Masz chłopaka?
- Niee....
- Coś to "nie" dziwnie zabrzmiało...
- Nie naprawdę!
- Dobra... - spojrzał na księżyc. - Lecę... Pa kochana... - pocałował mnie w czoło i pieszczotliwie pogłaskał po głowie. Potem... zniknął...
Odzyskałam go... i znowu straciłam... Łza pociekła mi po policzku i wróciłam do domu.

~***~
 Próby trwały w najlepsze! Chłopaki wkładali w swoją pracę wiele trudu. Kastiel na swojej gitarze, Lysander śpiewał, Iris grała na basie a Armin na perkusji. Nagle przestali grać.
- Luno... - spojrzałam się na Lysa. - Choć. - złapał mnie za rękę i wciągnął na scenę. - Zaśpiewaj raz z nami.
- N-nie... dzięki... Nie umiem...
- Jak to nie umiesz! - oburzył się czarnowłosy.
- Śpiewamy różnymi językami, sama widziałaś? Przeważnie japońkii i angielski... Wybierz coś sobie.
- Właśnie Luna! - obok mnie nagle zmaterlizowała się Roza.
- Skąd ty...
- Nie dawno przyszłam. Iris, podasz nam teksty piosenek?
- Co? Och! Tak jasne! - podbiegła do mnie z tekstami piosenek. Przejrzałam wszystkie, aż w końcu wybrałam, zespół zaczęli grać, a ja śpiewać...

C.D.N.

niedziela, 18 października 2015

Rozdział X

- Hm? - odwróciłam się w stronę Shadow'a, ten zbliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta w krótkim pocałunku. Pocałował mnie jeszcze raz, czułam się tak swobodnie, o wszystkim zapomniałam... czułam się taka szczęśliwa... Jednakże oddaliłam od niego głowę. Zlałam się cała rumieńcem.
 Chłopaki spojrzeli na siebie, jakby komunikowali się przez wzrok. Dark założył ręce na krzyż.
- Nauczymy ją?
- Yhm. - kiwnął głową.
- Jutro.
- Co jutro? Czego mnie nauczycie? - spojrzałam na nich mrużąc oczy.
- Dowiesz się.
- Zabieracie mnie ze szkoły... co prawda... dziękuje, ale ja muszę się uczyć, a tygodnia tutaj nie zastanę. - wstałam. Już miałam wyjść, ale... nie wiem gdzie mam iść...
- Zostajesz, Nick będzie się martwił.
- Ale on nie żyje!
- Mówiliśmy Ci że żyje...
- ... Idę, nie zatrzymujcie mnie.
 Zastawili mi wyjście.
- Nie możesz...
- Pff... - usiadłam na sofie, moje życie nie ma sensu... sama nie wiem co robię.
- Z samego rana zaczynamy...

~***~
Wybaczcie za przeskok czasowy który nastąpi
~***~
Tydzień Później...

 Niedziela, wróciłam do domu. Mój telefon był zawalony masą SMS'ów od przyjaciół. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze. Odpisałam Rozalii na wiadomość, zaproponowałam jej abyśmy spotkały się w kawiarni obok szkoły. Poszłam do domu się przebrać... Ubrałam się w to i wyszłam na spotkanie z przyjaciółką, ta jak mnie zobaczyła rozkleiła się i rzuciła mi się na szyję.
- Gdzie ty byłaś?
- N-nie ważne...
- Ważne! Czekaj... jak ty... co ty... - spojrzała na mój strój i włosy. - Zmieniłaś kolor włosów na fioletowy! I do tego masz inny styl? Ktoś Ci mózg przeprał!
- Rozo... jestem nadal tą samą osobą. - uśmiechnęłam się.
- Ale... inaczej wyglądasz...
- Spokojnie. - uśmiechnęłam się. - Wiem co robię. Wymyśliliście coś?
- Ciebie tutaj nie było każdy się martwił a ty się pytasz czy coś wymyśliliśmy?!
- To tak, czy nie?
- No... tak.. Koncert. - uśmiechnęła się.
- Koncert? Świetny pomysł.
- Dzisiaj szykujemy miejsce, odbędzie się w piwnicy bo tam jest dobra "akustyka" - pokazała palcami cudzysłów.
- A co trzeba zrobić?
- Posprzątać, rozłożyć scenę i rozłożyć instrumenty.
- A kto będzie pomagać?
- W rozkładaniu chłopcy, a Violetta, Melania i Iris zajmują się dekoracjami.
- Pomogę wam.
- Serio?
- Będę mogła nadrobić te parę dni. - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółkę.
 No tak, zmieniłam się. Moje włosy są fioletowe, styl inny... Ciotka jak wróci to chyba naprawdę się zdziwi. Być może wkurzy. Wraz z białowłosą o ustalonej przez nich godzinie udałyśmy się w stronę szkoły.
 Co powiedzą chłopcy? Przede wszystkim co powie, lub jak zareaguje Lysander? Czy to bardzo widać jak się zmieniłam z wyglądu. Jeszcze jedno pytanie krąży mi po głowie... jak ja się zachowam? A Kast... co jeśli wszyscy zaczną się na mnie krzywo patrzeć, czy Debra im coś naopowiadała? Na pewno są teraz anty mnie! I co ja teraz zrobię? Ale... jest jeden plus, chociaż nie podobało mi się to, dobrze mnie "wyszkolili"... Zresztą nie ważne, ale co...
- Halo! Ziemia do Luny! - białowłosa machała mi ręką przed oczami. - Jesteśmy.
- C-co? A tak, tak... - otworzyła drzwi. Zeszłyśmy po schodach.
- Hej wam! - zaćwierkotała radośnie.
- Hej Roza! - krzyknęli razem.
- Widzę że nowa znajoma. - wtrącił się Kas.
- Idiota... - prychnęłam.
- LUNA?! - wszyscy, oprócz rudej małpy, krzyknęli chórem.
- Gdzie byłaś?! - Kentin rzucił się aby mnie przytulić.
- N-nieważne... - przywitałam się z każdym.
- Luno... - przytulił mnie. Czułam jego miętowy oddech na karku, rozluźniłam się. - Cieszę się że wróciłaś... - szepnął mi do ucha. Odwzajemniłam uścisk. Chciałabym aby ta chwila trwała dłużej ale...
- Ekhem! - kaszlnął głośno Kastiel. - moja kolej.
- O nie... - powiedziałam cicho.
- Hej, mała. - na jego twarzy pojawił się ten jego uśmiech.
- Nie nazywaj mnie tak... - warknęłam.
- Tęskniłem. - złapał jeden kosmyk moich włosów. - Zmieniłaś kolor? Buntowniczka się włączyła. - uśmiechnął się ironicznie.
- Jak tak to wolałeś się ze mną kłócić. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Oburzony odszedł ode mnie.
~***~
Musiałam z 15 minut czekać aż mi się strona załaduję ;-;
Szybko skończyłam ten rozdział (tak wiem krótki) bo chciałam Wam go wysłać..
Dobra dalej idę oglądać Harry'ego :P
Pozdrawiam!

Informacja

 Rozdziały nie będą się często pojawiać, gdyż internet mi się wyczerpał i dopiero 25 będę mogła normalnie "pracować".

niedziela, 11 października 2015

Rozdział IX

 Poszłam do domu zostawić torbę i wraz z bliźniakami udałam się do ich domu. Otworzyli drzwi na rozszerz.
- Wróciliśmy! - krzyknęli równo. Z kuchni wyłoniła się wysoka, ładna kobieta.
- Cześć chłopcy, widzę że przyprowadziliście koleżankę. - uśmiechnęła się.
- Ah! Tak! - powiedział niebieskowłosy- Mamo to jest Luna, Luno to jest nasza mama. - uśmiechnął się uroczo.
- Miło mi Cię poznać Luno.
- Mnie również miło Panią poznać. - uśmiechnęłam się.
- To my ją porywamy! - Armin złapał mnie za nadgarstek.
- Cjociu!
Czarnowłosy spojrzał się na mnie z wielkimi oczami i wykrztusił z siebie ciche "o nie!".  Spojrzałam na niego pytająco, a on powiedział że u nich jest ich młodsza kuzynka która go irytuje strasznie, więc pociągnął mnie na piętro do swojego pokoju i zamknął drzwi na klucz. Ktoś zaczął walić w drzwi.
- Armin! Idioto otwórz! To ja! - krzyczał Alexy, niebieskooki otworzył drzwi i szybko je zamknął.
- Ładnie tu.
- Dzięki. - powiedzieli równocześnie.
- Macie jeden pokój?
- Taa...
- To... - rzucił się na kanapę. - Gramy w coś?
- Armin, ty ciągle tylko gry i gry!
- No chyba nie będę z tobą chodzić na zakupy! - krzyknął oburzony.
- Na zakupy? - spojrzałam pytająco.
- O! Właśnie, Luna... poszłabyś ze mną w ten weekend do centrum handlowego?
- Nie! Dzięki! - krzyknęłam.
- Dlatego mówiłem żebyś na niego uważała. - powiedział Armin zza pada.
- Armin, w co grasz?
- W Naruto. - powiedział.
- NSUNS 3 FB? - powiedziałam skrót od gry.
- Tsa.
- Gramy versus mode?
- Okej! - rzucił mi pada a ja go złapałam w powietrzu. Usiadłam obok chłopaka, wybieraliśmy postacie, ja wybrałam Minato, a on, sądząc że wygra na sto procent, wybrał trzeciego Naruto który ma formę połączenia z Kuramą. Skończyło się na tym że użyłam Ransengama i Arminuś przegrał... Przegraliśmy tak pięć walk, aż w końcu Armin się ostatecznie poddał i włączyliśmy tryb turnieju. Tym razem Armin wygrał na farcie bo pomyliła mi się klawiszologia.

~***~
 O 8 rano byłam już na nogach ubrałam się w to i udałam się do szkoły. Jak zwykle przed szkołą zastałam Kastiela palącego papierosy.
- Hej mała. - odezwał się.
- O! Jak tak to "hej"!
- Co się gniewasz?
- Co się gniewam! Ty jeszcze masz czelność się pytać?! Jak latałeś wszędzie ze sobą z tą wytapetowaną dziunią to nawet słowem się do mnie nie odezwałeś! - krzyknęłam.
- Nie mów tak do nie! - wyrzucił papierosa z ręki.
- Wiesz co! Zabroniła mi się z tobą spotykać!
- Ta! Jasne! Po prostu jesteś zazdrosna!
- Ja? Zazdrosna o tę dziwkę?! Chyba śnisz!
- Nie nazywaj jej tak! - wydarł się, stał tuż przy mnie, parę milimetrów od siebie, musiałam ponieś głowę aby patrzeć mu w oczy.
- Ty jesteś ślepy... - powiedziałam przez łzy.
- Ślepy? Niby na co!
- Na to że nie widzisz jaka ona jest!
- To ty nie wiesz jaka ty jesteś!
- A jaka jestem?!
- Rzuciłaś się na nią, powiedziała mi!
- Gówno prawda! Wierzysz jej a nie mi!
- Wierzę jej.
- Pamiętaj co ona Ci kiedyś zrobiła!
- To co było to przeszłość!
- I teraźniejszość debilu! - patrzyłam się na moje buty. - Jesteś głupi... a ja się w tobie zakochałam... - szeptałam przez łzy. - Idiota! - uderzyłam go w klatkę piersiową i zalana łzami popędziłam za szkołę, minęłam Debrę która patrzała na mnie z triumfalnym uśmiechem. Dosłownie rzuciłam się za szkołą na ziemię i zaczęłam ryczeć. Jaki idiota! Jak mógł! Wierzyć jej...
 Ktoś złapał mnie za ramię i czule głaskał po głowie.
- Nie płacz. - powiedział Shadow. Przytuliłam się do niego, poklepał mnie lekko po plecach. - Będzie dobrze...
- Shadow, weźmy ją z nami. - usłyszałam szept Darknessa.
- Czy to konieczne?
- Odpocznie.
- Masz rację... - wziął mnie na ręce i przeskoczył przez mur. Nie wiem co, jak i gdzie byliśmy. I jak się znaleźliśmy tam. Usadził mnie na krwistoczerwonej sofie.
- Zostaniesz z nami na trochę dłużej. - powiedział Darkness.
- Ciotki nie ma więc bez przeszkód możesz być tutaj.
 Przez chwilę milczenia, odważyłam się spytać:
- Shadow, czy ty nie jesteś Nickiem?
Milczy. Patrzy na Darkness'a ze zdziwieniem.
- Shad, wiesz... On...
- Dark, ja jej powiem. - przerwał mu Shadow. Kucnął przede mną i złapał mnie za rękę. - Nick upozorował swoją śmierć, owszem, żyje. W jego trumnie był manekin, zmienił wygląd i wyruszył na misję.
- Jaką misję.
- Nie ważne. - powiedział Dark krzyżując ręce.
- Luno...
- Hm? - spojrzałam się na Shadow'a...

~***~
Bawię się w Polsat xD
Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał?
Pozdrawiam!

piątek, 9 października 2015

Rozdział VIII

 Następnego dnia już stałam z Rozalią oraz z Lysandrem na końcu korytarza.
- To co chciałaś nam powiedzieć? - oparłam się o szafki z założonymi rękami.
- Podsłuchałam rozmowę Peggy i dowiedziałam się że szkoła chciała nam coś zorganizować, ale brakuje jej środków... I... macie jakiś pomysł?
- Rozo... ale czy to co mówiła Peggy jest prawdą?
- No chyba tak... - powiedziała zakłopotana.
- A pytałaś się Nataniela?
- Nie...
- No widzisz...
- O mnie mowa? - obróciliśmy się w stronę Nata który wychodził właśnie z biblioteki.
- Hej Nat. - machnęłam mu ręką.
- Witaj Luno. - uśmiechnął się do mnie miło, odwzajemniłam uśmiech.
- A więc... o co chodzi? - Roza wszystko mu opowiedziała. - Czyli się dowiedzieliście...
- Ha! - wskazała na mnie palcem. - Miałam rację!
- Dobra, dobra... Wygrałaś...
- To, jak coś wymyślicie to postaram się porozmawiać z dyrektorką.
- Okej! - zaćwierkotała radośnie białowłosa.
Po chwili zadzwonił dzwonek oznaczający początek lekcji, na szczęście nie chodzimy na ten przedmiot więc mamy godzinę wolną. Białowłosa powiedziała że idzie do Leo, Lys poszedł szukać Kastiela, a ja zostałam sama... Więc poszłam do mojej szafki zostawić niepotrzebne książki i wyciągnąć szkicownik.
- Przepraszam. - stuknął mnie ktoś w ramię, odwróciłam się na pięcie i ujrzałam dwóch - identycznych chłopaków, jeden miał czarne włosy i jasnoniebieskie oczy, drugi zaś niebieskie włosy i różowe oczy.
- O co chodzi? - zapytałam z uśmiechem.
- Mogłabyś nam powiedzieć gdzie jest pokój... pokój...
- Gospodarzy.. - poprawił go niebieskowłosy.
- Tak! Tak! Gospodarzy.
- Tam na wprost. - wskazałam skinięciem głowy.
- Dzięki.
- Zapomnielibyśmy się przedstawić. - niebieskowłosy chłopak zatrzymał czarnowłosego. - Jestem Alexy, a to mój brat bliźniak Armin.
- Miło mi, ja jestem Luna.
- Więc, dziękujemy Luno, widzimy się potem.
- Okej! - zaśmiałam się.
Wyszłam na dwór i usiadłam na jednej z najbardziej oddalonych ławek i zaczęłam szkicować.
- Ekhem...
Podniosłam głowę, moim oczom ukazała się wyzywająco ubrana szatynka (brązowe włosy) z mocnym makijażem. Przekręciłam oczami i dalej szkicowałam. Ta nie wytrzymała i wyrwała mi kartkę.
- Ej! Oddawaj mi to! - powiedziałam wkurzona.
- Pff... Chyba śnisz! Co ty tam na malowałaś... - spojrzała na mój rysunek.
- Malować to można farbkami. - próbowałam jej zabrać rysunek.
- Jakieś gówno. - podarła go, zgniotła i rzuciła za siebie.
- Co ty..?!
- Upsik... Niechcący... - zaśmiała się.
- Czego chcesz...? - mówiłam wkurzona oraz podirytowana.
- Słyszałam że kręcisz się wokół mojego, Kastiela. Więc, masz się od niego odwalić. Bo. On. Jest. Mój. Zrozumiano?
- Nie będziesz mi rozkazywać.
- Właśnie że będę, spróbuj się zbliżyć tylko do Kastiela i zniszczyć moje plany... To nie będziesz miała życia w tej szkole!
- Oż ty...
Usłyszeliśmy że ktoś idzie. Była to Melania.
- Luna, co ci strzeliło do głowy? - powiedziała z krokodylimi łzami udając poszkodowaną.
- Debra, co się stało?
- Rzuciła się na mnie.
- Ja? Na ciebie? Chyba śmieszna jesteś! To ty wyskoczyłaś do mnie z tekstem żebym trzymała się z dala od Kasa bo mi życie zniszczysz!
- Nie dość że chciała mnie uderzyć to kłamie! - zaczęła sztucznie płakać.
- Luna, co się z tobą dzieje? - zapytała rozczarowana Melania.
- Melanio, ty i ja wiemy że nigdy bym nikogo nie uderzyła!
- Wygląda na to że tak... - odeszła "pocieszając" tą małpę.
Złość ogarnęła mnie całą. Byłam wściekła! Najchętniej to bym coś rozwaliła. Chwyciłam szkicownik i ołówek podbiegłam do szafki i włożyłam je tam, włożyłam? Raczej wepchnęłam i zatrzasnęłam szafkę. Z pokoju gospodarzy wyszli bliźniacy a za nimi blondyn.
- Luna? Coś nie  tak?
- Wkurzyłam się.
- Na co?
- Debra..
- Ehh... Co zrobiła?
- Nastawiła Melanie anty na mnie!
- Jak? - zaczęłam mu wszystko opowiadać.
- Czyli ta Emma chce zrujnować Ci życie?
- Debra, bracie.
- Tak. - kiwnęłam głową. - Na to wygląda...
- Luno, nie przejmuj się, ona jest zwykłą żmiją. - powiedział Nat.
- A zresztą! My znamy ciebie krótko i nie widać żebyś podniosła na kogoś rękę.
- Dzięki chłopaki. - uśmiechnęłam się.

~***~
 Na ostatniej lekcji cały czas patrzyłam się na czerwonowłosego, jak mu może się podobać taka.. taka... takie coś! Usłyszałam dzwonek oznaczający koniec lekcji, szybko się spakowałam i wystrzeliłam z klasy jak torpeda, dosłownie i w przenośni. Już miałam przekroczyć bramę szkoły, ale bliźniacy mnie zatrzymali.
- Hej Luna!
- Hej wam. - uśmiechnęłam się.
- Przyjdziesz dzisiaj do nas? - zapytał się Armin.
- Nie wiem...
- No zgódź się! Będzie tak fajnie!
- Alexy..
- Prooooszę....
- Ja bym na niego uważał. - usłyszałam głos szepczącego do mnie czarnowłosego.
- Czemu? - odszepnęłam.
- A zobaczysz... - powiedział tajemniczo a ja uniosłam ze zdziwienia brwi.
- To jak?
- Dobra.
Alexy radośnie podskoczył z czego mnie rozbawił. Ale dlaczego mam się jego bać...?

czwartek, 8 października 2015

Rozdział VII cz. 2

 Znowu wsiadłam do taksówki. Wróciłam do domu. Przed domem zastałam Lysandra, co on tu.. Zaraz! Zapomniałam o spotkaniu!
- Lysander! Przepraszam...
- Nie, nic się nie stało. - uśmiechnął się a ja otworzyłam drzwi. Zaprosiłam go do środka. Usiedliśmy na sofie. Lys wziął moją rękę i odwinął bandaż. Lekko zawinął i poszedł po wodę utlenioną i nowy bandaż. Polał mi lekiem ranę i zawinął nowym bandażem.
- Czemu nie było Ciebie na innych lekcjach?
- N-nie ważne... - wzięłam głęboki wdech. - Powiem że się źle poczułam i poszłam do domu.
- Luno, czy dasz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na kolację?
- Jasne. - uśmiechnęłam się.
Zaraz po tym to Lysandra zadzwonił jego brat - Leo, aby pomógł mu w sklepie.
- To do zobaczenia wieczorem. - pomachałam mu z uśmiechem na ustach. Zaraz po tym zadzwoniłam do białowłosej.
- Lysio zaprosił Ciebie na randkę!
- To nie randka! Zwykła kolacja z przyjacielem.
- Taa jasne...
- Rozo... - powiedziałam surowym głosem.
- Przyjdę...
- Nie.
- Ale!
- Nie i koniec.
- Yyy... - usłyszałam w słuchawce jak tupnęła nogą. - Ale masz się ładnie ubrać!
- Dobrze, niech Ci będzie. - zaśmiałam się. Jeszcze chwilę pogadałyśmy o wszystkim i o niczym. Ogarnęłam się szybko ubierając się. Nie lubiłam chodzić w sukienkach, lecz... cóż. Przed spotkaniem wyszłam się przewietrzyć. Zauważyłam przed domem tych chłopaków.
- Nie zdążyliśmy się przedstawić. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Ja jestem Darkness.
- A ja Shadow.
- Darkness i Shadow? To chyba nie imiona.
- Imion nie mamy, nazwisk również.
Teraz bardziej im się przyjrzałam Shadow (ten co przypominał mi mojego brata) miał czarne włosy i czerwone oczy, a Darkness miał również czarne włosy, lecz fioletowe oczy.
- Ale, skąd wy mnie znacie?
- Ja...
- Shadow.. - spojrzał na niego surowym wzrokiem.
- Nie ważne.
- Dla mnie ważne!
- Ale nie możemy tobie powiedzieć. - uśmiechnął się fioletowooki. - Ups, widzę że twój chłopak idzie, Shadow, zmykamy.
Czerwonooki spojrzał się w stronę Lysa wkurzonym wzrokiem i poszedł za swoim przyjacielem.
- Cześć, to jak? Idziemy?
- T-tak. - złapałam go pod ramię.
~***~
 Siedzieliśmy na przeciwko siebie, przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego żółto-zielone oczy i myślałam nad tym moim małym "śledztwem". Oraz nad tymi dwoma chłopakami - Shadow'em i Darkness'em...
- Mam coś na twarzy? - zaśmiał się uroczo.
- T-tak! To znaczy nie! - kiedy nie patrzał uderzyłam głową o stół. Brawo mi za moją głupotę!
Chwyciłam moje kakao i zaczęłam je powoli pić. Chwilę potem przyszła nasza kolacja - owoce morza. Otworzyłam szeroko oczy, widać że to klasyczna restauracja. Wzięliśmy się za jedzenie. W końcu Lysander się odezwał.
- Kto to był?
- Ale kto?
- Przed twoim domem. Kim oni byli?
- Nie znam ich... - wzruszyłam ramionami.
Białowłosy patrzał się tak na mnie jakby przeszywał mnie wzrokiem.
- Rozmawiałaś z nieznajomymi?
- Być może.. - mówiłam obojętnie.
- To trochę niebezpieczne posunięcie z twojej strony. - powiedział poważnie.
- Ale wydawało mi się że skąd ich znam...
- Coś jeszcze? - przerwał nam kelner.
- Rachunek poproszę. - powiedział mój przyjaciel.
- To będzie... czterdzieści złoty i.. pięćdziesiąt pięć groszy.
- Proszę bardzo. - wyciągnął pieniądze z portfela.
- Lys, ile mam Ci oddać?
- Nic.
- Jak...
- Luno, to nie było by zgodne z moim zachowaniem. - uśmiechnął się. No tak! Zapomniałam...

~***~
 Staliśmy już przed moim domem, podziękowałam chłopakowi za wspaniałą kolację i weszłam do domu. Rzuciłam się na sofę i wpatrywałam się w sufit. Cholera... nie wiem co mam robić... Ci... chłopacy... Kim oni do diabła są? No kim? Shadow - przypomina mi Nicka. Jeszcze zachowanie Kasa, oraz ta "Debra", blee... No i.. moje "uczucia" do Lysa, pocałunek Kentina który zdarzył się całkiem nie dawno... No i oczywiście reakcja Nata..
Teraz spojrzałam na bandaż.
Będzie ślad... Chyba... Dobra... walić w to... To nie jest teraz ważne! Wbiegłam po schodach na górę i włączyłam laptopa. Włączyłam Skype i zadzwoniłam do Syriusza.
- Hej Luna! Co tam u ciebie słychać? - włączył kamerkę, uczyniłam to samo.
- Wszystko dobrze. Nie licząc tego. - pokazałam mu opatrunek na mojej ręce.
- Kur... ekhem... Co ty zrobiłaś?!
- N-nieważne... Po prostu nie myślałam...
- Głupia jesteś. - prychnął. - Mniejsza... Mogę Cię odwiedzić?
- Moje drzwi, lub okno, są dla Ciebie szeeroooko otwarte.
Zaczęliśmy się głośno śmiać.
- To w ten weekend?
- Okej!
- Gramy w coś?
- Jasne!
 Praktycznie całą noc grałam w gry z Syriuszem, odkąd pamiętam włączaliśmy laptopa i oboje wraz z Nickiem graliśmy w gry. Zagraliśmy w "The Forest" multiplayer, "Don't Starve Together" oraz na sam koniec w "The Sims 4", ale udostępnił mi swój ekran i tylko mówiłam mu co ma robić, lub sam robił co chciał. Z tego wszystkiego zapomniałam się przebrać. Po szybkim prysznicu i przebraniu się w piżamę oddałam się objęciom Morfeusza...

~***~
Uff... Skończyłam, wybaczcie mi że
tak długo nie było rozdziału, lecz jestem chora, tylko dzisiaj lepiej się teraz poczułam
i wzięłam się za szybkie pisanie. Uwierzycie? Ten rozdział pisałam 3 dni, ale nie podrząd
w odstępach... Masakraaa...
Dobrze, to już wszystko z mojej strony, mam nadzieję że rozdział wam się podobał,
Pozdrawiam :*

niedziela, 4 października 2015

Rozdział VII cz. I

- Lys! Ale ja nie chcę! Naprawdę, proszę...
- Dobrze. - puścił moją rękę. Przytuliłam się do niego.
- Dzięki. Twoja obecność poprawia mi humor. - uśmiechnęłam się. - To ja pójdę.
- Na pewno wszystko dobrze? Nie chcesz iść z nim pogadać?
- Nie.
- Przyjdę dzisiaj do ciebie.
- Moje drzwi stoją dla ciebie otworem. - ukłoniłam się i poszłam. Od razy\u posmutniałam.
Przed szkołą zauważyłam jakąś dziewczynę.. Kto to jest?
- Hej! Wiesz gdzie jest Kastiel.
- Nie. - zatrzymała mnie.
- Jestem Debra a ty? - wymusiła uśmiech.
- Luna. - powiedziałam z irytowana. - A teraz daj mi przejść.
- Luna Pheonix, tak?
- Owszem...
- Phi...
Odepchnęłam ją i przewróciłam oczami.

~***~
 Następnego dnia niechętnie wstałam z łóżka i poszłam odprawić magiczny rytuał. Ubrałam się w te ciuchy. I wyszłam do szkoły. Przed szkołą ujrzałam Kastiela z tą Debrą... Lys mi o niej wczoraj opowiadam. Ominęłam ich, nawet się do mnie nie obrócił... Zrobiło mi się smutno, ale szłam dalej przed siebie.
- Nie wierzę! Znowu ta wredna su...
- Rozo...
- Hej wam. - machnęłam ręką.
- Hej. - powiedziała lekko poddenerwowana.
- Witaj Luno. - uśmiechnął się do mnie miło.
- O co chodzi?
- Debra, o nią chodzi! Znowu omotała tego idiotę.
- A... czyli chodzi o tą lalkę przed szkołą?
- Tak.
- Gadała teraz z Kasem, nawet się ze mną nie przywitał...
- Bo to debil! - krzyknęła.
- Rozalio, opanuj się. Ludzie się patrzą. - powiedział spokojnie.
- Robimy coś?
- Niestety nic nie zdziałamy... - powiedział Lys.
- Nie zdziałamy...? Owszem! Zdziałamy! Ty! - wskazała na mnie palcem. A ja spojrzałam na nią pytająco. - Ty go zmienisz!
- Ja nie mam z nim nic wspólnego! - krzyknęłam na cały korytarz.
- Rozalio...
Szybko poszłam w stronę dziedzińca. Schowałam się za budynkiem szkoły. Miałam w nosie czy będę na lekcjach czy nie.
- Uciekanie z lekcji? Nie ładnie... - zacmokał.
- Ka... - odwróciłam się, to nie był Kastiel. - Znamy się?
- Nie wiem.
- Nie wiesz? - zmrużyłam oczy.
Zeskoczył z murka. I przyglądał mi się z bliska.
- Oj, Lunka, Lunka...
- Skąd znasz moje imię?
- Jestem...
- Stary, chodź , musimy iść. - za muru wynurzyła się głowa jakiegoś chłopaka.
- To do zobaczenia, mała. - wyskoczył za mur i zniknął mi z zasięgu wzroku.
Co jest grane? Kto to był? I skąd znał moje imię? O co tu do jasnej anieli chodzi!
Tupnęłam nogą i oparłam się o ścianę. Nie no... Bomba... Naprawdę... Trochę mi przypominał Nick'a... Nie! To nie możliwe. Przecież on był w trumnie, chyba... Muszę się tego dowiedzieć!
Przeskoczyłam mur i zamówiłam taksówkę, udałam się na cmentarz. Weszłam do kościoła i zostałam tam księdza. Przywitałam się z nim.
- Przepraszam... Mam pytanie co do...
- Brata?
- Tak, czy jego ciało było w trumnie?
- Niestety, ale dostaliśmy popiół.
- Czyli... W trumnie była urna?
- Owszem.
- Dobrze, dziękuje za informacje.
- Luno, a jak tam w nowym mieście?
- Wszystko dobrze. - uśmiechnęłam się.
- Cieszę się dziecko drogie.
- To do zobaczenia! - wybiegłam z kościoła.
Śledztwo czasz zacząć... 

czwartek, 1 października 2015

Rozdział VI

- Co ty... - spojrzał na cieknącą krew. Ściągnął swoją koszulę i przyłożył do rany. - Gdzie masz bandaże?
- Na dole w kuchni. - patrzałam pusto w przestrzeń.
- Trzymaj to. - zbiegł na dół, po paru sekundach był obok mnie. Zabrał koszulę i moją rękę owinął bandażem. - Co Ci strzeliło do głowy.
- J-ja... Nie mam pojęcia...
- Dobrze że zadzwoniłaś... - przytulił mnie. Odwzajemniłam uścisk.
Spojrzałam na mój bandaż który lekko przeciekł krwią. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Nata. Moje oczy powędrowały do miejsca gdzie miała być koszula.
- N-Nat.. J-ja, przeze mnie masz zakrwawioną koszulę...
- To nic.. - teraz trochę się speszył i odwrócił ode mnie wzrok ubierając koszulę na siebie.
- No, ale...
- Luna... Spokojnie, nic się nie stało. - uśmiechnął się miło.
Uniosłam kąt ust do góry robiąc półuśmiech.
- Obiecaj mi że już tak nie zrobisz...
- Obiecuję. - kiwnęłam głową.
- Dobrze, to ja będę się zbierać, w razie co to dzwoń. - założył mi kosmyk włosów za ucho. Odprowadziłam go do drzwi. Po czym udałam się znowu do swojego pokoju i zmyłam krew z podłogi. Dosłownie rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam na mój nadgarstek. Co ja zrobiłam? I.. dlaczego Nataniel tak szybko się zmył? Eh... No trudno...
Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ułożyłam się wygodnie na posłaniu i oddałam się objęciom Morfeusza...

~***~
  Siedziałam w szkolnej ławce. Zakryłam opatrunek najbardziej szczelnie jak tylko się dało. Lysander cały czas patrzał na mnie, poliki zaczęły mnie piec.
- Luno, stało się coś? - spojrzał na mnie z troską.
- N-nie! Nic się nie stało.
- Na sto procent? - patrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Na sto jeden nawet! A co, nie wierzysz mi?
- Wierzę... Ale coś mi nie pasuję...
Dopiero wtedy skapnęłam się że cały czas patrzę się na tą rękę. Jego wzrok również na nią powędrował. Ujął ją delikatnie w dłoń i ostrożnie podwinął rękaw.
- Czy to... krew?
- J-ja... - błądziłam po klasie wzrokiem, zaraz po tym zadzwonił dzwonek i szybko zwinęłam się z klasy. Przed szkołą znalazłam Kasa.
- Znasz miejsce gdzie mogę spokojnie odpocząć? - zapytałam w prost.
- Tak, a co? - na jego ustach pojawił się chamski uśmiech.
- Zaprowadzisz mnie?
- Okej...
Poszłam za nim. Schody, schody, schody... teraz staliśmy przed jakimś drzwiami, ten wyciągnął klucz i je otworzył, nawet nie chciałam go się pytać skąd je ma. Więc po prostu usiadłam przy ścianę i wpatrywałam się w piękny krajobraz miasta. Siedzieliśmy tak w milczeniu, lecz przerwał je dzwonek dający znak że lekcja się rozpoczęła.
- Nie idziesz na lekcje?
- Nie.
- Uu... Buntowniczka się włącza.
Nic nie powiedziałam tylko wzruszyłam ramionami. Szczerze mówiąc wszystko mi wisi. Spojrzałam się na Kasa.
- Hm? - podniósł głowę z telefonu.
- Kastiel, miałeś kiedyś ochotę pociąć się i mieć wszystko w dupie?
- Pociąć się... Nie. Ale ja mam wszystko w dupie, no oprócz ciebie.. - uśmiechnął się, ale to nie był taki uśmiech jak zawsze, to był szczery uśmiech.
- Mogę Ci coś pokazać? Ale błagam nikomu nie mów... - kiwnął głową na potwierdzenie, podwinęłam rękaw i rozwinęłam bandaż. Otworzył szeroko oczy, potem spojrzał na moją twarz...
- Co, ty...
- Nie ważne...
- Chciałaś się zabić!?
- Nie! To, tak jakość samo.. wyszło.
- Dobrze że nic Ci nie jest. - przytulił mnie mocno. Byliśmy w tej pozycji nie wiem ile, potem chwycił bandaż i zawiązał mi go na ranie. Spojrzałam mu głęboko w oczy, a on mi. Nagle jego wargi spotkały się z moimi. To był czuły, spokojny pocałunek. Ale potem zaczęły się bardziej... pożondające. Zaczął błądzić swoimi dłońmi po mojej talii a potem włożył ręce pod moją koszulkę. Natychmiast się od niego odsunęłam. Bez słowa szybko wyszłam. Zbiegałam po schodach. Łzy ciekły mi po policzku. Kiedy byłam na parterze wpadłam na Kentina który uśmiechnął się do mnie, ja go po prostu zlałam i weszłam do biblioteki, schowałam się za dużą ilością regałów i zaczęłam cicho płakać. Chwyciłam byle jaką książkę z półki i zaczęłam czytać, łzy nadal ciekły mi po policzkach. Ktoś złapał mnie za ramię. Spojrzałam na tą osobę, był to nie kto inny jak mój (nowy) najlepszy przyjaciel - Lysander. Ukucnął przede mną i zapytał się mnie:
- Co się stało?
- K-Kastiel... - tylko to wystarczyło. Przytulił się do mnie.
- Co Ci zrobił? Jak nie chcesz to... - przerwałam mu i zaczęłam opowiadać.
- Ech... Dlaczego on taki jest? - mówiłam przez łzy.
- To przez Debrę.
- Debrę?
- Tak, był w jej szaleńczo zakochany, ale potraktowała go bezlitośnie. Bawiła się tylko jego uczuciami i wykorzystała jego talent aby się wypromować. Teraz on bawi się uczuciami dziewczyn jak ona zabawiła się nimi...
- Czyli...?
- Przez nią taki jest... - westchnął. - A teraz chodź musimy mu wygarnąć co zrobił.
- Ja nie chcę.
- Ja będę mówił. Zgoda?
- Ale... - nic nie powiedział tylko chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę drzwi z uśmiechem. - Musimy mu uświadomić że jest idiotą.
- Lys! Ale ja...!


wtorek, 29 września 2015

Rozdział V

  Przed moim domem stał wysoki, umięśniony chłopak o zielonych oczach i czekoladowych włosach. Ubrany był w białą bluzkę na krótki rękaw i wojskowe spodnie (moro), na szyi miał nieśmiertelnik. Podniósł wzrok z telefonu i schował go do kieszeni, między czasie uśmiechnął się na mój widok.
- Hej.
- Hej, znamy się? - zapytałam się niepewnie.
- Hmm... Sam nie wiem... - wyciągnął duże okrągłe okulary i założył je na nos. - A teraz?
- N... - zaraz, zaraz... wygląda jak... - Ken?!
- Kentin. - poprawił mnie uprzejmie. - Znowu się spotykamy Lu-nuś.
- Ken... - uroniłam łzę i rzuciłam mu się na szyję. - Tęskniłam za tobą!
- Uwierz mi że ja też. - odwzajemnił uścisk. Czułam jak jego mięśnie się spięły. - Wybacz mi że nie byłem na pogrzebie Nicka...
- Wybaczam... Ale... j-ja... nie weszłam do kościoła... nie pożegnałam się z nim.. ja... nie... potrafiłam...
 Uspokoił mnie. Zaczął powoli zbliżać swoją twarz do mojej. Serce mi stanęło. Złączył nasze warki w krótkim, delikatnym pocałunku...




Nie wiedziałam jak mam zareagować. Ale jedno poczułam. Zarumieniłam się. To tylko mój najlepszy przyjaciel.
- K-ken... Nie właściwy moment. - odsunęłam głowę.
- Wybacz mi... - powiedział zakłopotany.
- J-ja muszę iść umówiłam się z kimś. - i zostawiłam go. Biegłam, po prostu biegłam. Nie wiadomo kiedy znalazłam się pod domem Kasa. Wiedziałam gdzie jest bo zaprowadzałam z nim Demona. Na dworze było już słychać muzykę. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. W tłumach wyszukiwałam przyjaciół. Nagle ktoś krzyknął "na basen!" i wszyscy, no prawie wszyscy wyszli na dwór. Wtedy zobaczyłam znane mi czupryny. Podeszłam do nich i usiadłam pomiędzy nimi.
- No cześć. - uśmiechnęłam się.
- Luna, czemu przyszłaś?
- Kas mnie zaprosił.
- Równie dobrze by mogła siedzieć w domu i żalić się nad życiem lub się pociąć. - odparł wrednie do Lysa.
- Kastiel, idioto...
- Sorry Luna...
- No właśnie.
- Chcesz piwo? - podstawił mi pod nos.
- Nie dzięki nie piję...
- A ty Lys?
- Mam swoje. - pokazał mu żółty pieniący się napój pachniał jabłkami. Napój nie Lysander.
- Ale ładnie pachnie...
- Chcesz łyka? - zapytał uprzejmie.
- No daj.. - zamoczyłam usta. Następnie wzięłam dwa duże łyki. Nie było czuć praktycznie piwa.
- A mówiłaś że nie pijesz. - prychnął czerwonowłosy a ja na niego spojrzałam surowym wzrokiem.
 Te tłumy, i ten hałas... Trochę mnie to przytłaczało. Więc po prostu, bez słowa wyszłam. Postanowiłam pójść do domu przez park. Poczułam na sobie czyść wzrok. Obróciłam się w lewo. Na murku siedział tajemniczy chłopak. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, lecz zauważyłam jedno, uśmiech. Uśmiech szczęścia na mój widok. Wpatrywałam się w niego. Odwróciłam dosłownie na minutę mój wzrok i go nie było. Kurdę co jest grane...? Zaczęłam szybciej iść do domu. Szybko weszłam do niego i zamknęłam wszystko na klucz, szczelnie. Bałam się. To było bardzo dziwne. Rzuciłam buty w kąt i wbiegłam na górę. Zamknęłam się na klucz w moim pokoju. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w drzwi. "Nie no! To tylko jakieś moje chore zwidy! To nie może być prawdą. Pewnie przez to piwo mam takie złudzenia... Na sto pro.". Usiadłam na tym siedzeniu pod oknem i wpatrywałam się w piękną noc. Księżyc był krwistoczerwony. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam temperówkę, ołówek i szkicownik, usiadłam na moje poprzednie miejsce i zaczęłam rysować ten księżyc. Kiedy miałam już wykańczać rysunek, rysik mi pękł. No świetnie! Złapałam temperówkę w rękę, za bardzo machnęłam ręką i upadła mi na ziemię rozwalając się.
- Cholera! Jeszcze tego brakowało! - przeklinałam pod nosem.
 Schyliłam się i wzięłam do ręki rozwalony przedmiot. Kiedy w moich dłoniach znalazła się żyletka... nie wiem co sobie pomyślałam, chyba nie myślałam... ale ciachnęłam się nią w rękę. Siedziałam tak chwilę. Nagle straciłam czucie w dłoni, krew z mojego nadgarstka zaplamiła rysunek, odrzuciłam ostry przedmiot i wyciągnęłam telefon z kieszeni wykręcając numer do byle kogo.
- Halo? - w słuchawce usłyszałam głos Nataniela, kurde... akurat do niego musiałam zadzwonić...
- Nat, potrzebuje cię. - mówiłam drżącym głosem.
- Co się stało?
- Po prostu przyjdź, znasz adres.
- Dobrze zaraz będę! - rozłączył się. Nadal wpatrywałam się w krwawiącą rękę. Mój rysunek cały był zakrwawiony, ale gówno mnie to obchodziło. Oparłam głowę o ścianę i westchnęłam. Obróciłam głowę w lewą stronę i za oknem zobaczyłam Nata, otworzyłam okno. Jakimś magicznym sposobem wszedł do środka. Chwycił moją rękę w dłoń...

~***~
Polsat, Polsat, Polsat kochani, Polsat. Taaa, aż mnie nadgarstek zabolał
jak to pisałam xD
Dobra, pozdrawiam was!
Papatki!



poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział IV

 Minął już prawie że miesiąc. Dzisiaj będzie pogrzeb Nicka. Cała dygoczę. Boję się podejść do jego trumny... N-nie wiem co ja mam robić...
Nagle mój telefon zaczął wibrować. I pojawiła się na nim wiadomość od Kasa:


Co robisz dzisiaj buntowniczko?

Buntowniczko? :O Ojejku...
Zajęta jestem.

Czyli nie pójdziesz ze mną dzisiaj do kina...

Niestety nie.

Cholera myślałem że ciebie namówię... A tak na serio,
co dzisiaj robisz?


Jadę na pogrzeb brata.

 Nie odpisał. Nic. Cisza... Nie zwracając na to uwagi ubrałam się w czarną sukienkę którą dostałam od brata i skórzaną czarną kurtkę. Założyłam moje trampki i wyszłam przed dom, zamykając za sobą drzwi na klucz. Niestety, ale muszę sama jechać na jego pogrzeb... ciotka musiała wyjechać na jakąś delegacje do Hiszpanii.
 Kiedy taksówkach przyjechał weszłam do taksówki. Po półtora godzinie byłam na miejscu.
Do kościoła nie weszłam, za bardzo się bałam.
- Cześć Luna. - usłyszałam miły, ciepły głos nad moim uchem.
- Hej Syriusz... - złapałam go pod ramię a ten się lekko zdziwił. Poszliśmy w stronę dołu gdzie miała być trumna mojego brata. Rozpłakałam się na Amen. Mój przyjaciel mocno mnie przytulił. Potem się uspokoiłam. Patrzyłam pusto w krzyż z imieniem Nick'a. Chłopak nie mógł znieść mojego smutku i wyprowadził mnie ze cmentarza. Przed bramą ludzie zaczęli mi składać kondolencje co mnie jeszcze bardziej dołowało. Po tym wszystkim, kiedy to moje emocje opadły zadałam jemu pytanie.
- Gdzie Ken?
- Eh.. Miesiąc temu wyjechał i nie wrócił...
- Szkoda...
- Tak...
- A co u ciebie? Sam siedzisz na przerwach?
- Na szczęście nie... Jakaś dziewczyna z naszej klasy się ze mną zaprzyjaźniła.
- Zakochałaaa się!
- Luna!
- Dobra, to moja taksówka. Pa. Będę tęsknić. - wyściskałam go i weszłam do taryfy.

~***~
 Siedziałam w kawiarence obok szkoły, sama. (już w normalnych ciuchach)
- Witaj Luno.
- ... Cześć Lys...
- Czy coś się stało? - usiadł naprzeciwko mnie i złapał moją dłoń.
- N-nic, to znaczy... - mówiłam zakłopotana. - Byłam na pogrzebie brata... i no wiesz... - bezsensownie mieszałam moje kakao. Po niezręcznej ciszy w końcu się odezwałam.
- Muszę być sama w domu przez niestety prawie miesiąc...
- Będę po ciebie przychodzić. - uśmiechnął się miło. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dzięki wielkie. - jednym łykiem pochłonęłam mój napój. - To ja pójdę do domu. Paleta czeka.
- Odprowadzić ciebie? - wstał.
- Nie dzięki za chęci. Do jutra. - przytuliłam go a on jeszcze delikatnie ujął mą dłoń i musnął ją ustami.
- Do jutra.

 Kiedy byłam na miejscu zamknęłam drzwi na klucz aby nikt nie wszedł mi do niego i ściągając buty wbiegłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam kartkę i ołówek osiemnastkę i zaczęłam rysować to co mi przyszło do głowy.
 Narysowałam wilka.




  Usłyszałam znajomy głos.
- No cześć ślicznotko. - podskoczyłam ze strachu.
- Kastiel ty pedale! Co ty tutaj robisz?
- Okno, moja drogo, okno. - uśmiechnął się złowieszczo.
- Idiota.
- Dziękuję. - pogłaskał mnie po głowie. - Dobra Luna.
- Idź sobie. Nie mam ochoty na...
- Dobra, dobra, to nie ważne. Przyjdziesz na dzisiejszą imprezę?
- Nie mam ochoty, własnie wróciłam z pogrzebu gdybyś nie wiedział.
- Aaaa... No tak... Ten SMS - uderzył się w czoło.
- Dobra, przyjdę. Ale tylko na chwilę.
- Okej! - wyskoczył przez okno a ja szybko je zamknęłam.
O Jezu! O Boże! Na co ja się zgodziłam. Po co ja tam na tą imprezie idę... Ehh... Co się stało to się nie odstanie, a ja słów nie rzucam na wiatr.
 Przebrałam się szybko w moje podarte jeansy i czarną bluzkę z numerem drugim. Ubrałam moje trampki i wyszłam na dwór. Przed moim domem stał...

niedziela, 27 września 2015

Rozdział III

 Po wszystkich lekcjach, kiedy to wyszłam ze szkoły zatrzymała mnie Rozalia.
- Masz popołudniu czas?
- Wybacz mi Rozo, ale Kastiel ma po mnie przyjść. Nie wiem czemu...
- Czy on ciebie bierze na randkę? - za ćwierkotała radośnie.
- Nie!
- A właśnie że tak!
- Nie!
- T...
- Nie. - przerwałam jej. - Jesteś niemożliwa... znam ciebie zaledwie jeden dzień a już cię uwielbiam. - zaśmiałam się.
- To tak samo jak ja kochana! - przytuliła mnie. - Masz mi powiedzieć jak było. Bo jak nie... - pogroziła mi palcem.
- Ha ha... Ale mówię ci, to nie jest randka. To pa! - pomachałam jej.

~***~
 - Jestem! - ściągnęłam buty.
- Chcesz obiadu?
- Tak, z wielką chęcią. - weszłam do kuchni. Było ładnie nakryte do stołu. Na moim talerzu były nałożone ziemniaki oraz rybka. - Yey! Znowu rybka!

 - Dziękuję bardzo. - uśmiechnęłam się.
- Luna, kochanie, jedziesz ze mną na zakupy?
- Nie mogę, umówiłam się z kolegą.
- Z kolegą? - uniosła jedną brew.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele ciociu. - zaśmiałam się.
- Skoro tak mówisz. A co to jest za "kolega"?
- Ze szkoły.
- A jak ma na imię?
- Kastiel.
- A na nazwisko?
- Co to przesłuchanie? - wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
Zaraz po tym usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! - wstałam i otworzyłam drzwi. - Hej. - uśmiechnęłam się miło.
- Yo! (czyt. "joł") Idziesz? - wskazał za siebie.
- Jasne. - założyłam buty. - Wychodzę!
Zamknęłam za sobą drzwi. Ku mojemu zdziwieniu rzuciła się na mnie "bestia" i zaczęła mnie lizać po twarzy.
- P-przestań! - zaśmiałam się.
- Demon! Siad! - usiadł.
- Demon?
- Tak, a co?
- Całkiem niespotykane imię dla psa. To co chciałeś?
- Aa... Idziemy odprowadzić Demona do domu i zabieram ciebie gdzieś.
- Gdzieś? Czyli gdzie? - dotrzymywałam mu kroku.
- A... tajemnica. - puścił mi oczko. Na co ja przewróciłam oczami.
Moim oczom ukazała się wielka villa stylu modern. Otworzył tylko drzwi i puścił psa, następnie je szybko zamknął i prowadził mnie w stronę centrum. Zatrzymaliśmy się przed jakimś klubem. Kiedy weszliśmy zatrzymaliśmy się przed barkiem za którym stał wysoki, młody mężczyzna.
- Hej stary, co tam.
- Cześć Kastiel, to co zwykle?
- Jasne. - teraz zwrócił się w moją stronę. - A ty co sobie życzysz?
- Nie pije alkoholu. - prychnęłam.
- A coś bezalkoholowego? - spytał się mnie mężczyzna za ladą.
- Nie dzięki...
Co za szuja... zaprowadził mnie tylko żeby się uchlać? O nie, nie, nie... Bierze mnie za jakąś laskę która tylko co chłopak powie zrobi to? Nie wydaje mi się.
- Kastiel. Ja już pójdę, zostawię ciebie z kolegą. - zrobiłam jeden krok do przodu a ten złapał mnie za ramię.
- Luna, coś nie tak? Czemu nie chcesz się napić.
- Ymm... Nie jestem taka.
- Jaka? W ogóle ciebie nie rozumiem. - opadł na krzesło.
- Ja samej siebie też... - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego i wyszłam z budynku.
Chyba się przejdę - pomyślałam. No i tak zrobiłam. Mijałam wiele przeróżnych sklepów. Niektóre przykuły moją uwagę, inne nie za bardzo.
 Nagle na kogoś wpadłam.
- P-przepraszam!
- Nic nie szkodzi, to moja wina. Za bardzo się zamyśliłem.
Spojrzałam jemu w oczy. Jedno oko miał zielone drugie żółte, miał białe włosy z szarymi końcówkami.
- Ja ciebie skądś znam... - zmrużyłam lekko oczy.
- Lysander Watson.
- Luna Pheonix. - musnął moją dłoń delikatnie ustami. - Czekaj, już wiem! Dzisiaj w szkole na matematyce Rozalia nas ze sobą poznała.
- No to jeszcze raz się poznajemy. - uśmiechnął się uroczo. - Masz ochotę na kawę?
- Jeżeli to nie kłopot dla ciebie, to tak, mam ochotę.
Lysander zabrał mnie do małej kawiarenki obok szkoły. Jak widać, sprawy się zmieniły, miałam dzisiaj dzień spędzić z czerwonowłosym, jednak spędzam ten dzień z jego kolegą. Zajęliśmy najbardziej oddalone miejsce od ludzi. Podeszła do nas kelnerka.
- Co wam podać?
- Dwie kawy. - powiedział uprzejmie.
- Już się robi. Coś jeszcze? Dajmy to... ciasteczka w kształcie serc dla zakochanych.
Chłopak się lekko zaczerwienił tak samo jak ja.
- Y... Przepraszam, ale to tylko przyjacielskie wyjście. - uśmiechnęłam się. Kiedy kobieta odeszła zaczęłam się cicho śmiać. Szybko przestałam.
- Nie chce być nachalny, ani nic.. Opowiedziałabyś mi coś o sobie?
- J-ja... to znaczy...
- Jeżeli nie chcesz nic nie mów. - mówił spokojnie. Rozluźniłam się przy nim.
- W ubiegłym miesiącu zmarła moja mama, ojca nie znałam. A cztery dni temu... Mój brat bliźniak... za nim tęsknie najbardziej. Teraz bez niego moje życie jest dziwne. - wyciągnęłam ołówek z mojej kieszeni i zaczęłam bazgrać po serwetce. - Gdyby nie to że mam, to znaczy, miałam wspaniałych przyjaciół być może sama bym sobie podcięła żyły lub po prostu weszła na największą górę i z niej skoczyła... Nawet teraz mam ochotę chwycić nóż i podciąć sobie żyły... albo się powiesić...
- Założę się że twój brat i mama nie chcieli by abyś popełniła samobójstwo. - powiedział spokojnym tonem.
- Dzięki... - spojrzałam na mój ołówek. Co Luna nosi w kieszeni zamiast błyszczyka? Ołówek!
Chwyciłam do ręki chusteczkę. Narysowałam na niej tą samą czaszkę co wtedy. Zgniotłam ją i schowałam do kieszeni.
- Oto wasze zamówienie. - uśmiechnęła się miło i postawiła nasze kawy na stole.
Kiedy wystygła wypiłam ją. Było mi smutno. Najchętniej rzuciłabym się na łóżko i rozryczała się.
- Dziękuje. Ile mam ci oddać?
- Nic masz mi nie oddawać.
- Ale...
- I tak nie przyjmę. To nie było by zgodne z moją osobą.
Po kawie udaliśmy się do parku. Obserwowałam księżyc. Był piękny jak nigdy w życiu... Mimowolnie zamknęłam oczy i się uśmiechnęłam.
- Piękna noc, prawda? - spytałam się go wyrywając z jego zamyślenia.
- Owszem. - uśmiechnął się do mnie miło.
Nie wiem czemu, ale uroniłam łzy.
- Luna, wszystko w porządku.
- Nie. Tak. Nie wiem. - uderzyłam się w czoło. Nie wiem kiedy, ale się do niego przytuliłam. Trochę go to zdziwiło, ale odwzajemnił uścisk. Poczułam takie dziwne uczucie... Niee... to nie możliwe...
- D-dzięki... - puściłam go.
To było dziwne. Powiedziałam mu że muszę iść a on uprzejmie się mnie zapytał czy może mnie odprowadzić na co ja się zgodziłam. Po cichu weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Przeprosiłam Titi że tak późno wróciłam i pobiegłam na górę wziąć prysznic. Ułożyłam się wygodnie w łóżku i oddałam się objęciom Morfeusza.

~***~
Moim zdaniem tam gdzieś coś zrąbałam...
Ale to nic. Same oceńcie.
Aha! I co do kontaktu ze mną to... ten teges...
No... Możecie mnie znaleźć na czacie wiki słodkiego flirtu. Tylko konto założyć musicie na wiki.
Pozdrawiam~!